piątek, 24 lutego 2012

Single Section...

Każda restauracja, fast food czy nawet najmniejsza kafeteria musi posiadać dwie niezależne sekcje – rodzinną oraz „dla mężczyzn”. Paranoja natury seksualnej jest na tyle daleko posunięta, że można tutaj spędzić nawet pół roku i nie zobaczyć twarzy kobiety. Z jakiegoś powodu każdy mieszkaniec tego kraju chce w jakiś sposób uzasadnić ten stan rzeczy przed świeżo przyjezdnymi – w związku z tym nie raz słyszałem argumenty, że kobiety są tu po prostu tak piękne, że trzeba je trzymać pod kloszem, bo mężczyźni wariują na ich widok. Mnie wychowano w przekonaniu, że przed światem powinno się chować jedynie rzeczy, na które patrzeć nie chcemy, a wszelkie rodzaje piękna się ukazuje. Nie tutaj.

c.d.n.

czwartek, 23 lutego 2012

Z początku...

Z początku było dość trudno przyzwyczaić się do tego, że kilka razy dziennie, zwłaszcza popołudniami i wieczorem, ciężko jest cokolwiek załatwić, kupić, czy chociażby wejść do restauracji. W końcu w czasie modlitwy wszyscy powinni się modlić, bez wyjątków. Toteż każdy, nawet najmniejszy punkt usługowy zostaje zamknięty. Czasem na 20 minut, czasem na trzy kwadranse – nie ma tutaj żadnej reguły. Na szczęście nikt nigdy nie zmuszał mnie do nawrócenia się czy chociażby odwiedzenia meczetu, nie mniej posiadam w domu pokaźnych rozmiarów bibliotekę wydawnictw lokalnych przeznaczonych dla innowierców. Wśród nich tytuły takie jak: „Jak żyć?”, „Jezus jest też naszym prorokiem”, czy „Święte cytaty z Koranu”. Wszystko po angielsku. Wszystko to otrzymywałem przez ostatnie miesiące w geście przyjaźni…

c.d.n.

niedziela, 12 lutego 2012

Naklejki

O arabskim podejściu do motoryzacji pisałem już sporo i pewnie powiecie, że się powtarzam, ale jakoś ten jeden temat nie daje mi spokoju najbardziej. O ile do zasłoniętych kobiet i serenad z minaretów o 4 nad ranem idzie się jakoś przyzwyczaić, o tyle zawsze kiedy widzę samochód, na którego szybach przyklejone są naklejki producenta/dystrybutora opisujące wyposażenie samochodu (często w kilkuletnim już aucie, pomarszczone od słońca i częściowo wyblakłe), przechodzi mnie dreszcz.

Kojarzycie pewnie jak stojące w salonie auto na przedniej szybie przyklejoną wielką kartkę z ceną i wyposażeniem? Często kartka ta jest na tyle duża, że kompletnie zasłania widoczność przez przednią szybę. Nie mniej – tutaj wozi się ją do czasu, aż sama nie odpadnie…



Cena powyższego marquissa: $ 22.900. Szalenie nieekonomiczne auto.



Miejsce dostarczenia powyższego Nissana - Dammam, cena: $18.000, wyposażenie AAA
- wszystko na przedniej szybie...

Jeszcze jedno – w tym kraju się w autach nie sprząta, więc większość samochodów wyjeżdża z salonu nie tylko z naklejkami na szybach, ale i z folią na siedzeniach. Folii tej nie zdejmuje się do czasu, aż robiące się w niej dziury nie przeszkadzają w swobodnym wysiadaniu z auta…



Ten jeszcze nie zdjął folii. Model 2010.

piątek, 10 lutego 2012

No kissing or overt displays of affection

Taki poster widnieje na wejściu do największego centrum handlowego w Bahrajnie.



Oprócz zakazu palenia, picia i wprowadzania zwierząt, na terenie centrum obowiązuje zakaz publicznego okazywania uczuć.

I zakaz działa – nie spotkamy tutaj Saudyjczyków trzymających się za ręce…

czwartek, 9 lutego 2012

Foto (2)

Egzotyczny sklep z zegarkami ustrzelony na Olaya road:



I ciąg dalszy widoku z 16 piętra na zatłoczone ulice beżowego Riyadu:

Przeprawa graniczna

Królestwo Bahrajnu to mały kraj, o którym głośno było w ubiegłym roku podczas ubiegłorocznych zamieszek. Na położoną ponad 20 km od wybrzeża Arabii wyspę da się jednak dostać samochodem, a to dzięki temu, że w latach 80tych otwarto most i przeprawę graniczną łączącą dwa kraje. Przeprawa nosi nazwę King Fahad Causeway, została oficjalnie otwarta do użytku w 1986 roku (za Wikipedią) i jest chyba jedną z najdroższych inwestycji tego typu na świecie. Dwadzieścia pięć kilometrów wystarczy, żeby wszystkie saudyjskie zakazy przestały obowiązywać… W każdą środę wieczorem tysiące - jeśli nie dziesiątki tysięcy – alkoholowych turystów obiera kurs na wschód, żeby zażyć odrobiny wolności (nie mówię tu tylko o alkoholu – w Bahrajnie są też piękne kina, ekskluzywne restauracje i… plaże!).

W normalny dzień przeprawa zajmuje około godziny. Przedostać się można wyłącznie samochodem. Na początku dostajemy papierek celny z pieczątką oznaczającą ilość pasażerów na pokładzie pojazdu, którym podróżujemy. Po stronie Saudyjskiej pojazd należy dodatkowo zarejestrować w systemie obsługi granicznej, co by usprawnić obsługę administracyjną przeprawy. Po dwóch kontrolach paszportowych oddzielonych weryfikacją ilości pieczątek na wspomnianej karteczce, następuje kontrola bagażnika - czasem wystarczy głębokie spojrzenie w oczy, żeby celnik machną ręką i powiedział „go”. Jeszcze tylko dodatkowe ubezpieczenie samochodu i jesteśmy po drugiej stronie. Obywatele Saudyjscy restrykcji wjazdowych nie mają. Posiadacze saudyjskiej karty stałego pobytu muszą posiadać wizę wyjazdową/wjazdową do Arabii i z tego co wiem, na tej podstawie można do Bahrajnu wjechać jako turysta. Weekendowy turysta.



Ja dodatkowo „turystycznie” wynajmuję mieszkanie w Bahrajnie, więc mój paszport powoli zaczyna się kończyć. Pieczątka musi być… więc co tydzień w paszporcie przybywa mi 6-8 nowych…



Poszczególne bramki, przy których należy się zatrzymać i pokazać dokumenty, oddzielone są w miarę szerokimi przestrzeniami, na których sfrustrowani kierowcy nierzadko całymi godzinami oczekują na kontrolę. Wczoraj popołudniu z powodu awarii systemu komputerowego po stronie Bahrajnu, wstrzymano całkowicie odprawę na około dwóch godzin. Rezultat był taki, jak by się można spodziewać: ogromny parking samochodowy, wypełniony rozgrzanymi do czerwoności Saudyjczykami, opartymi o klakson (serio). Oni naprawdę myślą, że trąbiąc przez 10 minut bez przerwy coś wskórają. Takie fale „klaksonów” następują regularnie w odstępach kilkuminutowych. Bezskutecznie…



Udało mi się załapać na samą końcówkę tego horroru granicznego (ot bo pracowałem do późna), ale i tak było śmiesznie.



W tym miejscu nie obowiązuje coś takiego, jak minimalny odstęp. Samochody często ocierają się o siebie (!), żeby tylko nie wpuścić kolejnego. Podobne sceny widziałem kiedyś na autostradzie francuskiej, gdzie do opłaty za przejazd w trzech kolejnych punktach poboru opłat ustawiało się 8 kolejek samochodów. Tutaj jest gorzej… bo nie ma w ogóle żadnych pasów ani niczego, co przypomina kolejkę. Zasad brak. Każdy wolny kawałek asfaltu należy zapełnić. Inaczej ktoś inny wjedzie przed nas. Wszystko przypomina "światowy zjazd kobiet", tylko samochody trochę nowsze, a za kierownicami sam kipiący testosteron...

Foto(1)

Obiecałem, że zacznę wrzucać zdjęcia. Proszę – oto zdjęcie. Riyad – panorama z pokazywaną już tutaj wieżą Faisaliah. Z lewej strony oś miasta, czyli King Fahad road:

niedziela, 5 lutego 2012

Insha'Allah

(poniższe stanowi wycinek artykułu o Beżolandii, który już niebawem opublikowany zostanie na łamach... zobaczycie)

Podejście do pracy w tej części świata można określić jednym słowem: Insha'Allah (czyt. "insialla”) . Jak zdążę, to dobrze, jak nie zdążę, to widocznie tak miało być. Nikt się tutaj nigdzie nie spieszy, nikomu nie zależy na tym, żeby osiągać jakieś ponadprzeciętne wyniki. A może to kultura europejska jest pod tym względem zbyt wymagająca i tak naprawdę chodzi tylko o to, żeby osiągnąć tyle, ile można bez zbytniego przemęczania się. A jeśli się uda zrobić zaplanowane zadanie w zaplanowanym czasie, to jest okazja do świętowania i ogłoszenia wielkiego sukcesu. Może mam pecha i faktycznie kiedy ktoś mówi „insialla” to oznacza to tyle, ile miało znaczyć (czyli „o ile Bóg nie chce inaczej”), jednak z doświadczenia wiem, że tubylcy traktują to jako wymówkę do powiedzenia, że się nie udało.

Jeszcze jedna ciekawostka z cyklu „z pracy…” – jeśli ktoś nie potrafi wykonać zadania mu powierzonego, przeważnie dowiemy się o tym w chwili, gdy przyjdziemy odebrać wyniki prac. Duma (albo strach?) nie pozwala nikomu nigdy przyznać się do „nieumienia” albo zwyczajnie spytać o pomoc. Zamiast tego słyszymy „dziś nie mam czasu – ale jutro…”. Dziś wiem, że jak ktoś nie chce wykonać z pozoru prostej dla mnie czynności i odkłada ją na później, to trzeba się temu przyjrzeć.

Beżowy świat

Chwilowa cisza na blogu spowodowana jest pracami nad większym artykułem dla portalu turystycznego – stałych czytelników proszę o wybaczenie. W tak zwanym „międzyczasie” beżowa fota – widok zza okna, Riyadh, gdzieś na południe od centrum miasta.



PS. Dostałem dziś zaproszenie do Ambasady Polski w Riyadzie na tłusty czwartek. Lista zaproszonych jest zadziwiająco długa, tym bardziej szkoda mi będzie nie pojawić się…

PS(2). W końcu, po wielu miesiącach porównań i poszukiwań zdecydowałem się na lustrzankę. Spodziewajcie się więc zmiany proporcji ilości publikowanych zdjęć do tekstu.